Luty - choć krótki miesiąc dla mnie był on strasznie dłuuugi
Kilka wizyt lekarskich m.in. u pana Chirurga który zakleił mi pępuszek przez tą przepuklinę, u pani Neurolog która wysłała moją Mamę ze mną na rehabilitację...
15.02 wujek Grześ zawiózł nas do Wrocławia. Zrobiono mi szybciutko różne badania i 16.02 miałam zabieg -> troszkę naprawili moje serduszko. Było o tyle fajnie że moja Mama była ze mną.
W dniu zabiegu nie mogłam jeść od godziny 3 w nocy. O 6 dali mi kroplówkę z glukozą ale mój brzuszek był pusty i chciałam przytulić się do mamusinego cycucha albo do butelki. Mamusia mówiła że już niedługo, że jeszcze chwileczkę więc spałam i co chwilkę budziłam się bo może już minęło to „niedługo”. Potem pani pielęgniarka powiedziała że jest małe opóźnienie. Moja koleżanka w moim wieku – Julcia – miała zabieg jako pierwsza. Zabrali ja o 9 -> wszyscy mówili że to nie trwa długo a trwało do 14 Potem pani doktor powiedziała Mamie że u Julci było tak długo bo były komplikacje i u nas będzie szybciej.
Mamusia zaniosła mnie na blok operacyjny około 14. Takich dwóch fajnych „wujków” kazali Mamie głaskać mnie i do mnie mówić a sami popodłączali mi różne rzeczy do klatki piersiowej i rączki i kroplówkę i dali maseczkę na nosek (tego nie lubię i zaczęłam troszkę płakać) ale szybko moje oczka zaczęły się zamykać i jak już prawie spałam „wujkowie” powiedzieli Mamie by poszła na kawę i że przywiozą mnie do niej…
* I tu napiszę już od siebie -> kawa i spacer nie złagodziły nerwów o Antosię. Pomimo zapewnień lekarzy, że to rutynowy zabieg – balonikowanie zastawki aorty płucnej – bałam się o Dziecko… 2 godziny wlekły się niesamowicie i nie miały końca.*
Po 16 przywieźli mnie na górę, ale nie na naszą salę tylko na ostry nadzór a Mama nie mogła do mnie wejsć. Byłam podłączana jeszcze do tlenu i pod różne monitorki. Była ciut niska saturacja ale powoli się wybudzałam z narkozy. O 17 zaczęła mi przeszkadzać rurka w gardle i zaczęło mnie to mocno złościć! Zobaczyła to pani doktor i kazała ja wyjąć, dali mi za to maseczkę na buzię – tak wielką że zasłoniła mi aż oczy. Mogła przyjść do mnie Mama!! Miała łzy w oczkach ale była szczęśliwa, całowała mnie po główce i głaskała. Mówiła że już po wszystkim, że już jest dobrze a moje serduszko jest prawie naprawione Pani pielęgniarka kazała mamie iść sobie i wrócić po 19 a ja zasnęłam.
Jak Mama wróciła ze spaceru pani pielęgniarka przewiozła mnie na naszą salkę (byłam ta sama z Mamą) i spałam podłączona do monitorów w „swoim” łóżeczku. Te monitory są głupie bo kilka razy w nocy strasznie piszczały choć moje serduszko biło prawidłowo – taki miały kaprys. Potem pani pielegniarka coś pozmieniała i już nie piszczał ale Mama najadła się strachu bardzo. O 22 mogłam już zjeść troszkę mleka – niedużo ale zawsze coś, a potem co 2 godziny jadłam coraz więcej bo nie wymiotowałam po narkozie.
Rano we wtorek umarła Julcia. W nocy jej serduszko przestało bić. Próbowali ją reanimować ale nieudało się. Mama siedziała na korytarzu z Rodzicami Julci i płakała razem z nimi… Myślę że się bardzo bała że ja też mogę umrzeć…
A mnie odłączyli od wszystkiego i po południu mogłam już przytulić się do cycucha. Byłam troszkę zmęczona i dużo spałam ale obudziłam się po 16, Mama położyła mnie na swoim łóżku i mówiła mi różne rzeczy a ja zaczęłam się do niej śmiać Wiecie co? Te Mamy to są jakieś dziwne… najpierw mówi że tak czeka na mój uśmiech a jak ja się uśmiecham po raz pierwszy ona płacze! Chciałam Mamie powiedzieć by nie płakała ale powiedziałam tylko „eee” a nawet to nie było „eee” tylko jakiś taki odgłos, Mama chyba zrozumiała bo zaczęła mnie tulić i całować (a to uwielbiam).
Środa mijała szybko, mi się nie chciało spać więc pochodziłam z Mamą po korytarzu. Przyszła pani okulistka i badała mi oczka. Mam retinopatię i pomimo jednego lasera są zmiany na obu oczkach. W marcu mam mieć kontrolę okulistyczną ale pani doktor mówi że chyba będzie kolejny zabieg bo moje oczka jej się nie podobają. Mama się martwi, tym bardziej że do Wrocławia jest troszkę daleko a u nas pan doktor mówił ze jest wszystko bardzo dobrze i nie ma zmian
W środę miałam też USG serduszka. Zostało małe zwężenie aorty ale takie może być i nie przeszkadza na razie w niczym. Powiększyła się troszkę dziurka jaka jest miedzy przegrodami i trzeba będzie ja załatać ale do tego muszę urosnąć.
A i tak jestem już wielka bo ważyłam 4400 i mam 54cm
W czwartek rano przyjechał po nas Wujek Grześ i zawiózł nas do domku.
Najbardziej chyba cieszyła się moja starsza siostra Weronika (ma 19 miesięcy) bo cały czas chce mnie całować i przytulać. A ja się śmieję do niej, do rodziców i do rodzeństwa – pani doktor kardiolog mówi że ten zabieg mi pomógł bo teraz jestem lepiej ukrwiona i jest mi lżej i dlatego zrobiłam się bardziej ruchliwa i zaczęłam się śmiać
Dzisiaj już odpoczęłam po szpitalu i po zabiegu i czuję się nawet fajnie. Teraz jak mogę się śmiać to łatwiejsze są ćwiczenia które kazał robić nam pan od rehabilitacji. Mama coś do mnie mówi a ja się uśmiecham do niej, tylko pod koniec się złoszczę i płaczę że nie lubię tego